Złota jesień w Bieszczadach miała w tym roku tylko jeden kolor… taki jakiś bury…
Można więc było kolorować obrazki…. W końcu od czego mamy Photoshopa?
Przynajmniej bieszczadzkie słynne błoto nas nie zawiodło!
…i każdy mógł zażywać kąpieli błotnych wedle uznania…
Jak już mowa o kąpielach, to były też takie bardziej klasyczne, wodne…
Ileż to uciechy miały nasze wreszcie porządnie umyte aparaty!
Zawsze się można pocieszać, że inni mają jeszcze gorzej…
…i resztki dobrego humoru…
Można też zawsze pójść na grzyby…
…i wsiąść do pociągu byle jakiego…
By po powrocie nacieszyć się wraz ze Zdzisławem pysznym obiadem U Prezesa…
No pewnie, że tu jeszcze wrócimy!